niedziela, 4 grudnia 2011

Stres niepotrzebny

Przed egzaminem przeważnie wszyscy mówią, że nic nie umieją - tak samo w szkole i w schronisku. Wczoraj nie było inaczej. Nastka do ostatniej chwili była przekonana, że Pusio nie zda - a Puszysty miał doskonałą - jak wszystkie psiaki tej edycji.
Poziom był bardzo wyrównany ;) Najwyższy wynik otrzymał Snickers - 59 punktów. Edi zdał na 55, a cała reszta (Leila, Falco, Pusio i my) - 57. Nie spodziewałam się tego zupełnie.
Kierkowy egzamin wyglądał następująco:
1) Reakcja na "obcą" osobę - dokładnie żadna. Kierka zwyczajnie sobie poszła. Nie przestraszyła się, nie zareagowała agresją, więc - 10/10.
2) Przywołanie - udane, chociaż bez entuzjazmu. Księżniczka Kierka przydreptała do mnie swoim księżniczkowym truchcikiem. I za to 10/10.
3) Zetka - z lekkim zaplątaniem, ale bez napięcia smyczy - 10/10.
4) Siad - ze smakołykiem przed nosem. Tutaj Kierka zrezygnowała z arystkoratycznej etykiety i zaczęła się niecierpliwić i wiercić. Czyli 8/10.


5) Wrauj - również ze smaczkiem przed nosem i z pewną niecierpliwością. 9/10.
6) Sztuczka - ładnie podana łapka z pozycji stojącej. Księżniczka Kierka nie będzie przecież siadać na brudnej ziemi bez potrzeby. 10/10.
Jestem z Księżniczki dumna ;)
Dumna jestem też z Buszki. Mimo, że większą część przerw spędza pod moimi nogami to kiedy przychodzi czas pracy - grzecznie ćwiczy z Danielem. Może kiedy zniosą zakaz wchodzenia do lasu (spowodowany sporymi ilościami dzików) my też będziemy mogły znieść szlaban na wspólne spacery? Oby :)
Cieszy mnie również zachowanie Nigela. Chociaż szkoleniowo jest trochę do tyłu w stosunku do reszty grupy, powoli robi się z niego prawie-przytulanka ;)
Z Dżosia zadowolona jestem zawsze, ale wczoraj mnie zaskoczył. Okazało się, że pamięta też inne sztuczki, których uczyłam go w wakacje - slalom pomiędzy nogami i czołgaj ;) Ta ostatnia wymaga jeszcze dopracowania. Slalom jest co prawda mało użyteczny na pokazach (coby nie zaplątać przewodnika w smycz ;)) ale zrobiony był bardziej w celach socjalizacyjnych - bo Dżoś reaguje czasem lękliwie na tupanie czy przejście szybkim krokiem tuż koło niego. Nie wiem, czy pomoże to w czymkolwiek, ale o ile na początku przejście pod nogami było dla niego czymś przerażającym - wczoraj robił to całkiem wyluzowany.
Mam cudowne, lirowe psy :)))

czwartek, 1 grudnia 2011

Przedegzaminowy stres i Dżoś

Ostatni dzwonek żeby poćwiczyć do egzaminu. A że w czwartki kończę wcześniej - przyjechałam. Przywitałam się z szalejącą na wybiegu Klarą, bez strat w palcach sprawdziłam numerek przestraszonej kotki, na którą czaiłam się od tygodnia i w końcu wyciągnęłam Kierkę. Początek mnie załamał - dropka była zainteresowana wszystkim, tylko nie współpracą. Po krótkim spacerku po terenie schroniska poszło nieco lepiej - usiadła i podała łapę. Ale to nadal mało.
Problemem było dziś znalezienie spokojnego miejsca - jak zwykle w tygodniu. Zrobiłyśmy kilka sesji w "trudniejszych warunkach". Na koniec udawało jej się wysiedzieć 10 sekund, i prawie tyle samo przeleżeć - niestety, tylko za smakołykiem. O chodzenie na smyczy, przychodzenie i socjalizację prawie się nie martwię. Myślę, że ze sztuczką też jakoś damy radę. Ale mimo wszystko się boję -.- Na cud taki jak z Nigelem chyba nie liczę ;D

Po Kierce przyszła kolej na Dżośka. Nie miałam w planach go wyciągać, ale on patrzył. Przez kraty, jak chodziłam z Kierkiem. Patrzył swoim bardzo dżośkowym wzrokiem. No i wymiękłam.
Radość z tego spotkania pociągnęła za sobą obustronną głupawkę. Nigdy nie byliśmy normalni, ale bieganie tam i z powrotem po schronisku z ogromnymi uśmiechami na psim i ludzkim pysku to już chyba przesada ;D Mamy na siebie zły wpływ :D
Przy okazji powtórzyliśmy sztuczki. Nawet się trochę zdziwiłam, że Dżo jeszcze pamięta skakanie przez nogę ;)
Głupawka nie trwała długo, bo skończył mi się czas wolontariatu. Napiszę jeszcze tylko, że chowanie skarba do boksu jest czymś strasznym :(

niedziela, 27 listopada 2011

Toruński finał dogtrekkingu

Tydzień temu w sobotę odbyła się ostatnia edycja Kujawsko-Pomosrkiego Pucharu Dogtrekkingu.
Toruński dogtrekking był chyba najlepszy ze wszystkich, na których byłam (fakt – konkurencji dużej nie miał ;)). Ciekawie zaczęło być już przed startem. Najpierw podpisywaliśmy się na podziękowaniach dla organizatora – Pana Grzegorza Chudzika. „Podpisywały” się także psiaki – odciskaliśmy ich łapki, najpierw na gąbce z farbą, później na kartce. Wszystkie psy startowały z czerwonymi lub żółytmi plamami na sierści, ale efekt był całkiem niezły ;) Na samym starcie udało mi się też źle zorientować mapę, o czym przekonałyśmy się oczywiście dopiero na trasie. Razem z Kamilą i Monią oraz naszymi psiakami: Suzi, Pyrkiem i Turbo nadrobiliśmy kilka kilometrów na drodze do najbardziej oddalonego punktu, którym była ósemka. Wracając po niższe numerki, chciałyśmi iść prościutką ścieżką. Skończyłyśmy idąc zygzakiem, przecinając planowaną drogę 4 razy – oczywiście tego nie zauważyłyśmy. Spotkałyśmy dziki – czego można było się spodziewać. Całe szczęście, stały dość daleko i chyba nawet nas nie zauważyły. Psy zaczęły szaleć a my szybko odeszłyśmy dalej. Przed siódemką dałyśmy się wprowadzić w błąd drużynowym koleżankom, którym pomyliły się kierunki ;) Trójki nie było, a szukałyśmy jej kilkanaście minut, aż się ściemniło. Tachałam ze sobą wielką, prawie nie świecącą latarkę i termos, który nie trzymał ciepła. Poza tym było... bez przygód ;) Efekty:
  1. Dotarłyśmy na metę zajmując II miejsce
  2. W rocznej klasyfikacji nasza drużyna zwyciężyła, co zresztą nie pozostawiało wątpliwości ;)
  3. Wygrałam nowy termos xD
  4. Znalazłam świetnego psa dogtrekkingowego – Pyrka, na ostatniej edycji w tym roku. Mam nadzieję, że do następnego dogtrekkingu (pewnie w marcu-kwietniu) Pyrcio pójdzie do domu ;)
Oto komplet psiaków z naszej grupki. Po kolei: Suzi, Turbotek i Pyrcio.
Szkoda, że na następną edycję będziemy musieli czekać 4 miesiące...

Wczoraj schronisko i Lira – właściwie normalnie. Nigel cały czas robi postępy, nauczył się zostawać na nieduże odległości. Kierka za tydzień ma egzamin, co jest dość przerażające, bo trochę nam jeszcze brakuje... został nam tylko czwartek... Buszka w miarę ładnie pracowała z Danielem, może poza elementami szkolenia grupowego, w których się mijaliśmy...
A Dżoś... po prostu uwielbiam tego psa. I na tym zakończę.

czwartek, 17 listopada 2011

Ach, ten Nigel ;)

Dzień dzisiejszy był dziwny. Złożyło się na to kilka mniejszych i większych czynników - w szkole, schronisku i nie tylko - ale opiszę tylko jeden. Chyba najważniejszy.
Koleżanka poprosiła mnie o sprawdzenie, jak Nigel reaguje na koty. A że w czwartki wcześnie kończę wybrałam się dziś do schroniska. I sprawdziłam...
Wyjście z boksu zaczęło się jak zwykle szaleństwem - biegać! biegać! Szaleństwo skończyło się na ogrodzonym terenie Liry, gdzie puściłam Nigela ze smyczy. Początkowo było normalnie: węszył, biegał, burknął na Pyrka, chciał wyjść na resztę schroniska, znowu biegał... A potem powtórka z ostatniej soboty: przybiegł, zamachał ogonem, poprosił o głaskanko i pobiegł dalej. Niby nic takiego, ale dla niego to już sporo. Zrobił to jeszcze raz. Później do Kamili. I z powrotem do mnie. Dalej biegać. Węszyć. "Nigel, chodź się pomiziać!" - "Jasne, już lecę!". Znowu głaski. Raz nawet skoczył na mnie z radości (zachowanie niezbyt pożądane, ale u niego i to jest dobrym objawem ;)) Znowu bieganie i wąchanie. Znowu burk na natręta Pyrka. I tak w kółko.
Chwila przerwy, bo zajęłyśmy się Pyrkiem i Turbo. Z tą dwójką idziemy w sobotę na toruński dogtrekking :) Mamy nadzieję, że dadzą radę kondycyjnie - bo choć oboje niewielcy mają mnóstwo energii.
Ale wracamy do Nigela. Dalej w przerwach między bieganiem a węszeniem przychodził się łasić. I punkt kulminacyjny: przykucnęłam, a on przybiegł. Najpierw drapanko, potem łapkami na kolana. A na koniec się przytulił. Sam z siebie. Nigel. Naprawdę.

Rok pracy nie poszedł na marne.
Jestem przeszczęśliwa :D

Zasadniczy cel wizyty w schronisku również zrealizowaliśmy: Nigel dobrze reaguje na koty - z zainteresowaniem, ale bez ekscytacji. Czyli najpewniej z mruczkiem będzie mógł mieszkać :))

Przy okazji krótka praca i spacerek po terenie z Kierką. Dowiedziałam się, że Cukierek lubi zabawki :D Ładnie siada za smakołykiem, uczy się warować i podawać łapę. Ostatnio trochę wspólnych szkoleń nam wypadło, ale mam nadzieję, że jakoś to nadrobimy :)

A już pojutrze Toruń... ;)

PS strasznie chaotycznie to wyszło, ale taki już miałam ten dzisiejszy dzień...

niedziela, 6 listopada 2011

Dżooosiek!


Musiałam to wkleić - mina Dżokerka jest zabójcza ;) Kocham tego psa! Fotograf: Kamila ;)

sobota, 5 listopada 2011

Krótka relacja z bydgoskiego dogtrekkingu

Zawody były tydzień temu, więc wypadałoby w końcu coś napisać.
Las w bydgoskim Myślęcinku jesienią – przepiękny widok. Nie dziwię się tym, którzy na dogtrekkingu wybrali dłuższe trasy. Ze względu na wiek Buszki byłyśmy jednak zmuszone startować w kategorii fitness – na 10 km. Droga z Osowej Góry do Myślęcinka nie była łatwa – zwłaszcza jazda zapchanym do granic możliwości autobusem linii 52 razem z piątką schroniskowych psów. Ale w końcu... wystartowaliśmy. W połowie trasy (przy zaginionym punkcie numer 4) rozeszliśmy się z Kamilą, Michałem oraz ich schroniskowymi psiakami: Klarą i Bonusem. Kamylka i Michał poszli zdobywać MIDowe punkty a my ruszyłyśmy po dwójkę i jedynkę. Na początku trochę bałam się samotnego poszukiwania drogi na mapie, ale okazało się, że niepotrzebnie – dzięki dobremu oznaczeniu oddziałów leśnych nie dało się zgubić (chociaż podobno wracając dokonali tego Kamila z Michałem – w jaki sposób, tego nie wiem). Bez problemów (no, może z lekkim zaplątaniem się przy punkcie 2 ;)) dotarłyśmy na metę, zajmując trzecie miejsce :) Buszka ładnie przeszła całą trasę – choć trochę się zmęczyła. Cała schroniskowa drużyna świetnie dała sobie radę, a Natalia, Magda i Kamila obstawiły całe podium w kategorii MID kobiet, czego serdecznie im gratuluję!
Dogtrekkingowa Buszka:


Dziś była Lira. Całe moje stado ćwiczyło, chociaż (z powodu mojego spóźnienia) ze mną pracował tylko Nigel. Lubię go co raz bardziej, a on... zaczął się przymilać. Naprawdę :)

Przedstawię jeszcze moich dwóch nowych ulubieńców.
Fido – mała zadziora, kochany psiak. ;) Na początku nie bardzo chciał jakiegokolwiek kontaktu – wystarczyło jednak trochę czasu, żeby się przekonał i stał się prawdziwym miziakiem ;) Uwielbia drapanie za uchem!


Crabo – piesek, który wpadł mi w oko już kiedyś, ale nie miałam dla niego czasu... Przyszedł do schroniska rok temu, kiedy miał 2 miesiące. Od tego czasu czeka, on i jego 2 siostry – Figa i Alma. Ma kłopot z socjalizacją, nie umie chodzić na smyczy... Jedyne bezpieczne miejsce na świecie to ludzkie kolana. Nie widać tego na zdjęciu, ale (jak Joker i Kierka ;)) ma jedno klapnięte ucho i krótki ogon – przez co lubię go jeszcze bardziej ;)

niedziela, 16 października 2011

Powracam - taką mam nadzieję :)

Było do przewidzenia, że systematyczne prowadzenie bloga mi nie wyjdzie. Przepraszam za to nielicznych czytelników, jeśli jacyś się ostali. ;) Spróbuję się poprawić, ale nic nie obiecuję.
Na początku pochwalę się, że Buszka zdała egzamin z ilością punktów 59/60 tracąc 1 punkt za smakołykowego wspomagacza przy warowaniu. Na tym niestety sukcesy Buszki się skończyły. Uroczy jest pies, który okazuje przywiązanie swojemu przewodnikowi, ale Busia... delikatnie mówiąc przesadza. Po egzaminie była zamiana psów i Buszka trafiła w ręce Magdy. Jej ostatnie 3 szkolenia polegały na wyciu, wyrywaniu Madzi smyczy z rąk i  próbach dostania się do mnie. :/ Żałuję strasznie, że tak to się skończyło. Obecnie obie mamy szlaban na wspólne spacery i wspólną pracę, ale co dalej? Kiedy uda się odciąć jej pępowinę?
W Dżosiu zakochałam się jeszcze bardziej. Jestem w stanie zaakceptować jego zazdrość o inne psy i niechęć do warowania - jest cudowny, kochany, uroczy w każdym kawałku. I co z tego - do siebie i tak go nie wezmę. Jak znaleźć kogoś, kto zauważy wszystkie jego zalety? Jest wspaniały - i ja to wiem, ale nie dostrzeże tego ktoś, kogo Joker widzi pierwszy raz, bo takich ludzi traktuje z pewnym dystansem...
Na koniec chciałabym też przedstawić moją nową podopieczną: Kierkę. Kierka to dropiata miniatura Jokera i właśnie dlatego wpadła mi w oko. Jest w schronisku już 3 lata. Jest śliczna i niekłopotliwa, więc nie mogę tego pojąć. To dopiero początki naszej współpracy. CuKierek na ostatnich zajęciach załapał siadanie po naprowadzeniu - czego początkowo nie mogła zrozumieć. Nieźle chodzi przy nodze, wraca na zawołanie, całkowicie załapała już swoje imię. Nie jest najgorzej, ale mamy jeszcze trochę do zrobienia...
A oto Kierka:


Ach, przypomniało mi się jeszcze coś. Moje kocie tymczasowiczki: Mysia i Pysia znalazły świetne domy - teraz nazywają się Kitty i Kitka. Mamy więc fajną trójkę: Kitty, Kitkę i Kitka :) Kitek za to właśnie wyleguje się na kanapie obok mojej mamy i... nigdzie się stamtąd nie rusza :) Zostaje u nas, ku zadowoleniu mojej Giny - uwielbiają się razem się bawić!

Pozdrawiam i żegnam, mam nadzieję, że nie na długo :)

niedziela, 24 lipca 2011

Schroniskowe wakacje

Opisać cały przeschroniskowany lipiec w jednym poście - wyzwanie ciężkie. Jakby połowa wakacji to było za mało czasu na naskrobanie czegoś na bloga. Co słychać? W skrócie - na zmianę: kociaki - schron - kociaki - schron... czyli dość monotonnie. Efekty:
Kociaki są odchowane i za parę dni będą mogły iść do domów - chociaż domów jeszcze nie ma...
Busia robi postępy szkoleniowe, ale egzamin zda pewnie dopiero we wrześniu, bo cały sierpień jestem w rozjazdach.
Grupka psiaków ze schroniska (Lea, Noddy, Kierka, Miguel i Figa) odbyła socjalizacyjny wyjazd do centrum miasta - miałam cichą nadzieję, że wpadną komuś w oko, ale nic z tego...
Dżoś był wczoraj na nocnym dogtrekkingu, który okazał się dla nas kompletnym niewypałem. Grupa się rozbiła i zaliczyliśmy 3 z 9 punktów... Za to druga część schroniskowej drużyny wypadła świetnie :) Joker przynajmniej (ku swojemu niezadowoleniu) przejechał się autobusem w kagańcu - marudził na metalowe paskudztwo i poobijał mi całe nogi (próbując go ściągnąć) i nos (próbując dać mi "buziaka").
Wyszło dość pesymistycznie, a nie tak miało być bo jestem dość zadowolona z moich wakacji ;)

piątek, 24 czerwca 2011

Dogtrekkingowe niewypały...

Rozchorowałam się dwa dni przed Więcborkiem. Do piątkowego wieczoru miałam nadzieję, że jeszcze się wykuruje - niestety, cały ów wieczór przeleżałam w łóżku, więc musiałam pogodzić się ze smutną prawdą: nie dam rady. W sobotę obudziłam się oczywiście prawie całkiem zdrowa - no ale było już za późno... Później dowiedziałam się, że schroniskowcy przeszli czterdziestokilometrową trasę long
- i brawo dla nich! No i oczywiście tym bardziej żałuję, że mnie nie było.
Tydzień później w końcu odwiedziłam schronisko. Trochę popracowałam z Buszką - nauczyła się siadać na komendę (chociaż z naprowadzeniem ręką), powoli łapie imię i komendę "chodź" ;) Zaczyna rozumieć znaczenie klikera. Buszkowy siad:

Busia jest już po sterylizacji i może iść do domu od zaraz :) jeszcze tylko musi się ten dom znaleźć...
Dżoś za to był na spacerku - obiecałam mu dogtrekking, a pochodziliśmy tylko trochę. No trudno, takie życie.
Tydzień temu w czwartek odbył się pokaz liry dla dyrektorów schronisk. Z powodu upału większość psiaków - w tym także Dżoś - potrzebowała wspomagaczy w postaci smaczków (co nie umknęło uwadze obserwatorów ;)). Nie było najgorzej, no ale... mogło być też znacznie lepiej ;)
Tego dna do schroniska wróciłam z trzema pasażerami - czterotygodniowymi, pręgowanymi kociakami. Z ich powodu do schroniska zaglądam dużo rzadziej niż bym chciała no i... nie idę na kolejny dogtrekking. Nie żaluję bo maluchy - Pysia, Mysia i Kitek - są urocze.


Maluchy są u mnie tylko tymczasowo, szukają domów stałych. Będą mogły być zabrane przez nowych właścicieli po pierwszym szczepieniu - czyli za ok. 4 tygodnie.

niedziela, 29 maja 2011

Egzamin Nigelka i inne sprawy

Tydzień temu, 21 maja Nigel zdał egzamin - na ocenę doskonałą! Jeszcze w piątek miałam wątpliwości, czy jest sens w ogóle próbować - Nigel nie umiał żadnej sztuczki. Nie dało się naprowadzić go na kółeczko, komenda "łapa" była tylko sygnałem, że zaraz podniosę jego łapę z ziemi. Na szczęście przed egzaminami było jeszcze szkolenie - i Nigel doznał olśnienia :D

Za sztuczkę dostaliśmy 8/10 punktów: -1 za naprowadzenie smakołykiem i -1 za ociąganie się - musiał się przecież dobrze zastanowić, co powinien zrobić ;) Za reakcję na człowieka i przychodzenie na zawołanie dostał maksa (10/10). Po 1 punkcie stracił na siedzeniu i warowaniu za wspomaganie się smaczkami. Za chodzenie przy nodze 8 punktów: 1 straciliśmy za smakołyk w mojej ręce i jeden za zaplątanie się przy słupku ;)
Zdobył 54/60 punktów - bez rewelacji, ale i tak jestem zadowolona :)
Za sobotę, 4.06 jest dogtrekking w Więcborku, na który wybieram się oczywiście z Dżokerkiem :)
I jeszcze jedno: Buszka miała usg i, całe szczęście, nie będzie miała szczeniaków. Teraz przechodzi kwarantannę i czeka na sterylizację.
Poza tym zakochałam się w niej po uszy. Okazała się straszną przylepą, uwielbiającą wylegiwanie się na kolanach. Jest nieśmiała, ale nie boi się człowieka - wcześniej pewnie była zdezorientowana nowym miejscem, hałasem, szczekającymi psami.

Niestety, całe towarzystwo (z wyjątkiem Dżosia) zobaczę dopiero za 2 tygodnie...

sobota, 7 maja 2011

Buszka i Nigelkowe szkolenie

Wczoraj przeczytałam na forum post. Pani znalazła w lesie wystraszoną, prawdopodobnie ciężarną sunię, musiała oddać ją do schroniska, martwi się, jak psina sobie radzi. No jasne, co za problem sprawdzić. I sprawdziłam.
Dowiedziałam się, że Buszka (bo takie przezwisko dostała) przebywa w kwarantanniku. W boksie zastałam małą, czarną, przestraszoną sunię. Kiedy weszłam cofnęła się na koniec boksu. Przykucnęłam z wyciągniętym do niej smaczkiem. Nieśmiało podeszła i powąchała. Zjadła dopiero, kiedy odwróciłam wzrok.
Po chwili okazało się, że Buszka mimo lęku jest bardzo kontaktowa. Drapanie pod brodą sprawiało jej wyraźną przyjemność. Wydawało mi się, że najchętniej wpakowałaby się na kolana - gdyby tylko się tak nie bała.
Zakochałam się w Buszce vel Buźce. Być może po sterylizacji wezmę ją na lirę.
A oto Buźka:


Nigel zadziwił mnie dzisiaj swoją pracą. Do egzaminu brakuje nam jeszcze sztuczki - nie chce robić ani kółeczka, ani podawać łapy. Dopracowania wymaga jeszcze przychodzenie, ale widzę postęp ;)
Całe szczęście, egzamin został przesunięty i odbędzie się 21 maja. Ufff...

piątek, 6 maja 2011

Dogtrekking w Sępólnie.

W sobotę razem z Dżosiem pojechaliśmy do Sępolna Krajeńskiego na I etap Pucharu Kujawsko-Pomorskiego w Dogtrekkingu. Pierwszy raz byłam na takiej imprezie i byłam mile zaskoczona jej przyjazną atmosferą.
Wystartowaliśmy w kategorii mid, na trasie około 25km. Pogoda dopisała, nie było za gorąco ani za zimno.

Trasa wiodła głównie przez lasy, częściowo także przez pola, kawałek wzdłuż ulicy. Chwilami bywało ciężko, ale daliśmy radę :)
Dżoś podczas regenerującego postoju ;)

Jokerek dzielnie przebył całą trasę, pod koniec przestał iść przodem i człapał się już powoli przy mojej nodze ;) Nasza grupka do mety dotarła na drugim miejscu! Drużyna bydgoskiego schroniska po pierwszym etapie ma I miejsce w tabeli :D
Kiedy Dżosiek dotarł na miejsce położył się i nie chciał się podnieść... Myślałam, że będzie miał już mnie dosyć do końca życia, co można wywnioskować z tego wytkniętego języka:

Nic z tego. W czwartek chętnie poszedł na kolejny, trochę krótszy spacer ;)
Następny etap dogtrekkingu odbędzie się w Więcborku, mam nadzieję, że uda nam się tam dotrzeć.

Nigel natomiast za tydzień zdaje egzamin i... jestem tym przerażona. Zostało nam jedno szkolenie, a musimy nauczyć się sztuczki i dość mocno dopracować chodzenie przy nodze...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Mnóstwo różnych rzeczy.

Czas leci, a ja porobiłam zaległości w pisaniu. Nie idzie mi systematyczne prowadzenie bloga, no ale cóż...
W marcu razem z Kinią zostałyśmy zaproszone do Pani Romy, tymczasowej (a może już stałej? :)) właścicielki Pokerka. Weekend był bardzo udany. Mały Paskud cały czas na pamiętał, ciągle łaził za nami, a nawet z nami spał:

Jest kochany. Dziękujemy jeszcze raz, Pani Romo! :)

W połowie marca zaczęła się także nowa edycja Liry. Nie zdążyliśmy z Nigelem zdać egzaminu, więc to on został moim "wybrankiem". Jesteśmy na półmetku, psiak pracuje nie najgorzej. Potrafi siadać (choć tylko na 2-3 sekundy), warować, prawie przybiega na zawołanie, uczy się podawania łapy i chodzenia na luźnej smyczy. Co najważniejsze - stał się dużo bardziej kontaktowy. Jestem zadowolona z jego postępów :)

Joker dostał co prawda nową przewodniczkę - Izę, ale nadal jest mój ;) Nadal chodzimy na wspólne spacerki. Na początku kwietnia sporą grupą wolontariuszek i psów zrobiliśmy ok. 15-kilometrową trasę z Osowej Góry nad Brdę w okolicy Opławca.
Na zdjęciu Dżosiek z Andym (psiakiem z nowej edycji Liry, szkolonym przez Oliwię) podczas postoju:

Za 2 tygodnie wybieramy się razem na dogtrekking do Sępólna Krajeńskiego :)

Wczoraj natomiast w Galerii Pomorskiej odbyła się akcja adopcyjna. Razem z lirowymi psiakami chodziłyśmy po Galerii, pokazałyśmy co potrafią.

Karo i Warren znaleźli nowe domy! Powodzenia, chłopaki! :D
Akcje mają odbywać się w każdą trzecią niedzielę miesiąca. Mam nadzieję, że przyniosą podobne efekty!

niedziela, 6 lutego 2011

Witam po długiej przerwie...

Nie odzywałam się dość długo. Mało czasu, kłopoty z kompem i brak weny twórczej…
Zacznę może od Nigela. Nauczył się siadać na komendę, coraz lepiej reaguje na imię. Powoli zaczyna łapać warowanie. Co najważniejsze – coraz bardziej jest zainteresowany kontaktem z człowiekiem. Nie można go nazwać pieszczochem, ale dość chętnie przyjmuje głaski i drapanie pod brodą :) Mam nadzieję, że przed rozpoczęciem nowej edycji Liry uda nam się zdać egzamin – będę mogła wtedy zacząć pracę z trzecim psiakiem Oczywiście, Jokiem i Nigem nadal będę się zajmować :)
Dżoś natomiast ćwiczy ślicznie. Nadal ciężko idzie mu warowanie, ale pracujemy nad tym. Niezapowiedziany, przypominający egzamin zdał na maksymalną ilość punktów (może dlatego, że z powodu pogody warowania na nim nie było ;)). Okazało się także, że Joker jest świetnym towarzyszem długich spacerów. W czwartek zgubiłyśmy się w lesie pod Pawłówkiem i błądząc zrobiliśmy dobrych kilkanaście kilometrów ;) Oczywiście, psiaki wróciły mniej zmęczone niż my.
Dostałam też do szkolenia trzeciego psiaka Dealeya, którego wolontariuszka niestety nie może się nim opiekować. Początkowo zamknięty w sobie, nie miał ochoty na kontakt z ludźmi, teraz chętnie współpracuje. Powolne, baaardzo spokojne, duże, 8-letnie psisko. Czeka w schronisku już czwarty rok. Jest szkolony od października, więc zdał już egzamin. A wygląda tak:

Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracowało ;)

czwartek, 6 stycznia 2011

Dobre wiadomości :D

Sporo się działo przez weekend, a ja się nie odzywam…
Pokerek w niedzielę pojechał do domu tymczasowego! Trafił do Pani Romy (www.jaskowapolana.vot.pl), która dowiedziała się o nim przez forum szwajcarskich psów pasterskich – www.szwajcary.com . Wielkie podziękowania dla niej oraz Kini, która go na to forum wstawiła! :D Nie ma większej nagrody dla wolontariusza schroniska niż widok swojego podopiecznego kochającym domu :) Pomimo, że pożegnanie było trudne i już strasznie za nim tęsknię – strasznie, strasznie się cieszę :D Pokuś cały czas szuka domu stałego, ale do schroniska już nie wróci – a to najważniejsze! Więcej informacji i zdjęcia z nowego domu w wątku Pokera na szwajcarach
W sobotę walczyliśmy z Dżosiowymi aparatowymi lękami. Na wszystkich zdjęciach mnie widać, więc nie będę ich publikować :P
Nigel natomiast nauczył się siadać, czego niestety nie udało się uwiecznić ;) Próbowaliśmy samym naprowadzaniem – cofał się, później przy ścianie i (może nie do końca pozytywnie) z naciskaniem zadu – bezskutecznie. Nakłoniłyśmy go w końcu – wspólnie z Natalią – ona blokowała go od tyłu i naciskała zadek, ja naprowadzałam smakołykiem - bardziej łopatologicznie chyba już się nie dało. W końcu USIADŁ :D a ja cieszyłam się jak głupia ;) Po kilku powtórzeniach siadał już sam z siebie :) i mam nadzieję, że do jutra nie zapomni ;)